niedziela, 23 grudnia 2012

GOMEN

WIELKIE GOMEN!!!!!Zbytnio teraz do końca świąt nie mogę pisać notek, ale jak już wrócę do domu to postaram się wstawić notkę jak najszybciej. Jeszcze raz GOMEN.

sobota, 8 grudnia 2012

6.Pożegnanie

Napisałam następną notkę,mówię, że to nie będzie tak samo jak w mandze Naruto choć cień prawdy zostanie...ale cóż nie mogę jeszcze zdradzić co to za prawda. Dzisiaj notka+dodatek ode mnie (sama pisałam na informatyce jakiś czas temu, bo mi się nudziło, a miałam czym pisać i na czym, więc pisałam zamiast się obijać :)

*Narrator*

Dziesięć dni mija od rozpoczęcia misji rodziców młodego Sasuke, który niecierpliwie czeka na informacje od brata, który także nic nie wie.W tym czasie Itachi ma trzydniową misje i zostawia swojego brata z przyjaciółką jego mamy.
-Gdzie są rodzice,Itachi?-zapytał młodszy Uchiha.
-Nie wiem, ale na pewno niedługo wrócą.-odpowiedział.
Sasuke poszedł do swojego pokoju ze spuszczoną głową, a drugi czarnooki poszedł do kuchni. Po paru minutach dwóch członków ANBU stało pod ich domem, Itachi poszedł im otworzyć, gdy zobaczył ich maski otwierał usta, aby coś powiedzieć, lecz uprzedzili go.
-Uchiha Itachi, masz zjawić się u Hokage-sama najszybciej jak się da.-po wypowiedzeniu tych słów kruczoczarny przytaknął i z poważną miną już miał wychodzić, lecz zatrzymał go jego brat.
-Coś się stało?Dlaczego ANBU tu przyszło?-zapytał szybko.
-Nie wiem, ale muszĘ iść, Hokage-sama wzywa.-odpowiedział po czym wyszedł.

*Itachi*

 Wiedziałem, że to musi być coś ważnego, więc śpieszyłem się. Po dziesięciu minutach byłem już przed drzwiami biura, które pamiętałem bardzo dobrze, czułem, że to co powie Sarutobi zmieni moje życie...na gorsze. Zapukałem, a po usłyszeniu częstego "Wejść" przekroczyłem próg i stanąłem przed najsilniejszym Shinobi Wioski Ukrytej w Liściach.
-Dzień dobry, wzywał mnie pan?-zapytałem trochę zdenerwowany całym zajściem.
-Tak, mam przykrą wiadomość.-powiedział smutno, zmarszczyłem brwi, moje przeczucia niestety były prawdziwe.-Twoi rodzice zostali zabici na misji.
Odruchowo zacisnąłem pięści, było mi smutno, ale twarz pozostała taka sama-beznamiętna.
-Kto?-pytanie padło z moich ust po paru minutach ciszy.
-Nie wiem. prowadzimy śledztwo, ale jak na razie nie mamy zbyt wielu dowodów na kogokolwiek. Przypuszczam, że to ci sami co zabili twój klan TAMTEGO dnia.-wkurzyłem się."Nie dość, że nie załatwili TAMTEJ sprawy to jeszcze tej nie umieją zrobić porządnie, tym razem muszę wiedzieć kto to zrobił, zemszczę się"
-Czy to już wszystko?-spytałem z nadzieją, że będę mógł już iść.
-Nie, mam dla ciebie misje, którą tylko ty możesz zrobić, tylko do ciebie mam pełne zaufanie, Itachi.-zmrużyłem oczy, jak mówi, że ma zaufanie do mnie to znaczy, że szykuje się coś większego.
-Jaka to misja?-spytałem beznamiętnie.
-Akatsuki.-zamknąłem oczy, czy ja się przesłyszałem?!
-Szpieg?-odpowiedziałem spokojnie otwierając oczy, ale w środku kłębiły mi się myśli dotyczące nie tylko głupoty Sarutobi'ego.-Dlaczego nie ma tu starszyzny?
-Wyszli, ponieważ ja tak zarządziłem, ale oni wiedzą.-"A jakżeby inaczej"
-Trzeba mieć tą organizację na oku, a jako, że ty jesteś na ich poziomie to nadajesz się, przyjmą cię.-odpowiedział ze stoickim spokojem. Zmrużyłem złowrogo brwi, nie wiedziałem co robić. To by oznaczało, że muszę zostawić Sasuke, a tego nie chce, a do tego mogą wrócić zabójcy mojego klanu i go zabić, ale wiem, że jak Hokage-sama wtajemniczył mnie w to, to nie odpuści tak łatwo.
-Nie martw się, zapewniam cię, że jak odejdziesz nikt nie zabije twojego brata, już ja o to zadbam.-powiedział jakby czytał mi w myślach-Czasami trzeba się poświęcać dla różnych celów,a...-nie dokończył, bo już zdenerwowany Uchiha nie mógł wytrzymać, żeby nie dopowiedzieć czegoś od siebie.
-...a cel uświęca środki. To chciałeś powiedzieć, prawda?-zapytałem z przekąsem.
-Tak, ale co do tej misji masz wybór. Jutro powiesz mi co wybrałeś.-gdy byłem już przy wyjściu z gabinetu powiedział jeszcze-Pamiętaj, tylko tobie mogę ufać.
-Jutro przyjdę, muszę nad tym pomyśleć.
Gdy szedłem myślałem o jednym"Co mam zrobić, przecież nie chce zostawić Sasuke...ale Hokage ma do mnie zaufanie, a jak nie przyjmę tej misji to stracę je. Cholerny Sarutobi, powiedział, że ma do mnie zaufanie tylko po to, żebym myślał o tym w ten sposób, jest dobry w psychiczne gierki, nawet,aż za dobry." Doszedłem do domu, czekał na mnie tam mój brat, "Dlaczego to mnie spotyka?"
-Itachi, dlaczego cię tak długo nie było, o czym rozmawiałeś?-spytał ciekawski.
-Sasuke, ja....powiem ci później.-odpowiedziałem wymijająco.
-Proszę, powiedz, proszę.-"Nie powiem mu przecież: Rozmawiałem o tym, że ktoś zabił naszych rodziców, a tak wogóle to mam misje długoletnią, więc parę lat mnie nie będzie, a teraz przepraszam, ale muszę się pakować, bo już nie mogę się doczekać, aby dołączyć do Akatsuki." Z tym ostatnim to przesadziłem, ale chodzi to to,że nie chcę zostawić go samego. Musze podjąć decyzję teraz, więc postanowiłem....
-Powiesz?-zapytał coraz bardziej ciekawy.
-Chcesz to teraz usłyszeć, WSZYSTKO?-zaakcentowałem ostatnie słowo.
-Tak.-przytaknął.
-Ktoś zabił naszych rodziców na misji.-jego oczy zwęziły się i poleciały łzy.Przytuliłem go.
-K-kto t-to z-zro-zrobił?-zapytał przez łzy.
-Nie wiem,ale Hokage-sama już nad tym pracuje.
Poszedłem z nim do jego pokoju,położył się spać, a ja myślałem nad propozycją Sarutobi'ego. Po kwadransie poszedłem do siebie i myślałem, nagle przypomniałem sobie słowa mamy, zanim wyruszyła na tą nieszczęsną misje.
-Miała mi coś powiedzieć po powrocie.-powiedziałem i to teraz był cel moich rozmyślań, aż nie zasnąłem.

*Narrator*

Gdy Sasuke rano obudził się, robił to co zwykle, tylko ze spuszczoną głową i bez żadnego słowa powlókł się do szafy, wziął ubranie i poszedł do łazienki. Po godzinie wyszedł ubrany i umyty.Do kuchni szedł nadzwyczaj cicho. Zjadł śniadanie i czekał na Itachiego, którego wybyło z domu. Nie wiedział gdzie jest. Nagle...

*Itachi*

Byłem w gabinecie Sarutobi'ego, żeby powiedzieć co wybieram. Choć nie jestem jeszcze tego pewien.
-Witaj, Itachi, mam nadzieje, że wybrałeś rozsądnie.-powiedział na wstępie z cygarem w buzi.
-Sam nie wiem do końca jaką decyzje wybrałem, ale myślę,że najlepiej jeśli...

*Narrator*

Biegł przez las znaleźć kryjówkę Akatsuki, Sarutobi powiedział mu, że sam musi ich znaleźć.Ciągle myślał tylko o jednym-Co będzie z Sasuke?

*Sasuke*

Nagle do drzwi ktoś zapukał. Nie wiedziałem kto to. Nie był to mój brat, bo do własnego domu się nie puka, poszedłem i otworzyłem drzwi. Gdy zobaczyłem tak dobrze znaną mi twarz wyrytą na górze Hokage zdziwiłem się.
"Co tu robi Hokage?"-pomyślałem
-Witaj, Sasuke. Nie mam dobrych wieści.-powiedział ze smutną miną.
-Co się stało?!Gdzie jest Itachi?! Stało mu się coś?!-wypytywał.
-Sasuke, już wiem kto zabił twój klan...włącznie z twoimi rodzicami...to jest...

*Itachi*

Stanąłem, dopiero godzinę biegnę, ale chce jeszcze ostatni raz spojrzeć na Konohe przed odejściem. Siadam i patrze. Ludzie chodzą wszędzie, tyle ich jest, że nie ,można zliczyć. Czuję jakby minęło 5 minut, a tak naprawdę to 2 godziny. Nagle wyczuwam chakre, nie jest silna, ja znam ją. Czekałem tylko na niego, w końcu przyszedł. Ze łzami w oczach Sasuke podchodzi bliżej, dzielą mnie od niego jakieś 5 metrów.
-Bracie, dlaczego?-spytał łamiącym się głosem-Dlaczego zabiłeś naszą rodzinę?

*Narrator*


-Co się stało?!Gdzie jest Itachi?! Stało mu się coś?!-wypytywał.
-Sasuke, już wiem kto zabił twój klan...włącznie z twoimi rodzicami...to jest...Uchiha Itachi. Właśnie ucieka. ANBU go szuka.
Nie mógł w to uwieżyć.. "Itachi, którego znam nie zrobiłby tego, nigdy!A jednak..."stał z rozdziawioną buzią, aż w końcu się ocknął.
-Gdzie pobiegł?!-spytał groźnie. W jego oczach zalśnił sharingan. Hokage nikle się uśmiechnął.

*Itachi*



Byłem w gabinecie Sarutobi'ego, żeby powiedzieć co wybieram. Choć nie jestem jeszcze tego pewien.
-Witaj, Itachi, mam nadzieje, że wybrałeś rozsądnie.-powiedział na wstępie z cygarem w buzi.
-Sam nie wiem do końca jaką decyzje wybrałem, ale myślę,że najlepiej jeśli...powiesz Sasuke, że to ja wybiłem klan, łącznie z rodzicami.-Sarutobi'emu aż wypadło cygaro, stał i wpatrywał się we mnie z nieukrywanym zdziwieniem. Zaczynało mnie to denerwować, ale nie to jest teraz ważne.
-D-dlaczego!?-nie mógł zrozumieć mojej decyzji.
-Nie chce,żeby był słaby, a w ten sposób stanie się silny i nie chce, żeby myślał, że misja jest ważniejsza od niego,bo nie jest, ale on pewnych rzeczy nie rozumie.-Czasami trzeba się poświęcać dla różnych celów,a...-było tak samo jak wczoraj tylko ze zmianą ról.
-...a cel uświęca środki. To chciałeś powiedzieć, prawda?-chyba dobrze to zapamiętał, bo powiedział co ja wczoraj. Słowo w słowo.
-Będzie mnie nienawidził za to, ale tylko w ten sposób dosięgnie potęgi. Nie możesz mu nic powiedzieć, kto jeszcze wie o tym?-spytałem.
-Starszyzna i Danzou.
-Musze mu jeszcze coś powiedzieć. Idź do niego i powiedz mu o tym. Ma iść mnie szukać, będę czekać.-skończywszy dialog Sandaime patrzył jak wychodzę. Chyba nadal nie rozumiał mojego postępowania, ale to nie jego sprawa.


*Narrator*


-Bracie, dlaczego?-spytał łamiącym się głosem-Dlaczego zabiłeś naszą rodzinę?
-Głupi braciszku.-powiedział
-DLACZEGO!?-krzyknął.
-Żeby sprawdzić do czego jestem zdolny.
-Jak mogłeś?
-Jeśli chcesz mnie zabić nienawidź mnie. Uciekaj i żyj, żyj w hańbie, a kiedy będziesz miał takie same oczy jak ja....przyjdź i zemścij się jeśli uda ci się przeżyć do tego czasu.-po tych słowach odwrócił się,spojrzał ostatni raz na brata. Jedna łza poleciała po jego policzku niczym księżyc, czysta, szczera i samotna.Odwrócił się znowu i odszedł. Dla niego zaczyna się nowe życie, nowy brzask.

A teraz DODATEK, będzie nim jako taki wiersz, mam ich więcej(chociaż niektórych nie mogę tak nazywać), ale ten chce dać o...zawsze jestem smutna jak o tym mówię, chce mi się wtedy starszyznę, Danzou i Sandaime Konohy nie mogę powiedzieć o wszystkich, że zabić(chociaż jakby się nauczyło Edo Tensei...?Ale nie, jak można by było mówić  Kabuto-sensei? Już wolę mówić na niego Kabuciak...z kotem mi się kojarzy, takim słodziutkim XD...wracając do tych głupców to starszyznę zabić,spalić,poćwiartować i tp. nienawidzę tych pajaców, wszystkich ich do Akatsuki odstawić, oni już będą wiedzieli co z nimi zrobić, a wracając do tematu głównego to chciałabym pokazać ostatnie chwilę Itachi'ego(Sasuke zabija go) i mówi pamiętne ostatnie słowa. Itachi na zawsze zostanie w moim sercu jak cała manga Naruto, ale to co zrobił Itachi...zawsze myślę sobie o nim jak o dobrym człowieku, którym ja uważam, że był. Chciałabym mieć takiego przyjaciela.


"Przepraszam"

Idę do Ciebie.
Podnoszę się prawie nieżywy.
Ledwo stoję, lecz Ja się nie poddaje.

Ciężko oddycham, ale to nie jest najgorsze.
Patrze moimi krwawiącymi oczami
i widzę mojego brata.
Pełen strachu i przerażenia cofa się
przy każdym moim kroku.
Kocham go, lecz On o tym nie wie
i nigdy się nie dowie.

Los nie jest mi przychylny.
Zbliżam się coraz szybciej
do końca mojego nędznego życia.
Dotykam jego czoła i mówię
z uśmiechem na twarzy:
"Przepraszam, Sasuke, ale to będzie już ostatni raz.


sobota, 1 grudnia 2012

5.Tajemnica



Posiadłość Sakebi'ch

*Narrator*


U Sakebi'ch zrobiło się duże zamieszanie, ale nie wszyscy wiedzieli o co chodziło. Dzisiaj głowa rodziny miał ogłosić swojemu klanowi prawdę na temat młodej dziewczynki, której nie było z niewiadomych powodów w posiadłości. Oczywiście niektórzy wiedzieli, ale znaczna większość nie, więc trzeba było wyjaśnić całą sprawę.

W sali zebrali się wszyscy z rodziny prócz dzieci. Usiedli i mężczyzna mający około 25 lat zaczął swoje przemówienie. Zebranie trwało około dwie godziny.  Młoda kobieta, żona głowy rodziny, blondynka o ciemnych zielonych oczach wyszła i skierowała się do kuchni przemyśleć wszystko. Słyszała od swojego męża wcześniej informacje o małej Yuki, ale teraz zaczęła się zastanawiać co ma zrobić rodzina. To właśnie ta dziewczynka miała być ich siłą, a teraz to tylko marzenia, znaleźli dowody na to, że to Orochimaru ją porwał, ale jakoś nie mogła w to uwierzyć, a może nie chciała? No cóż...ważne jest to, że już nie da się zdobyć potęgi, nie da się wynegocjować z tym gadem nic, zostaje tylko głupia bezsilność. Myślała by dalej, gdyby nie kręcące się jej dzieci pod nogami. Chłopiec i dziewczynka mieli około 3 lata. Byli nimi niebieskooki blondyn i szatynka o piwnych oczach.
-Mamo, o czym mówił tata na zebraniu?- spytał Keibatsu.
-Orochimaru-jego imię wypowiadała z pogardą-porwał Yuki.-oczy chłopca powiększyły się. Dziewczynka stojąca obok niego zaczęła płakać.
-J-jak t-to p-porwał.-Tsubame (bo tak miała na imię ta dziewczynka- dop. aut.) powiedziała między przerwami płaczu.
-Przykro mi, wiem, że była waszą przyjaciółką, ale musicie się z tym pogodzić.-powiedziała prawie beznamiętnie, można było usłyszeć w jej głosie nutkę kpiny.
-NIE! DLACZEGO!?-krzyknął chłopczyk.
Nie mógł sobie z tym z tym poradzić tak samo jak jego siostra i zaczął płakać..
-Chociaż dobrze, że nie uciekła. Wiem, że jest wam ciężko, rozumiem was,przyk...-nie dokończyła jakże swojej wspaniale rozweselającej wypowiedzi.
-NIE, WŁAŚNIE NIE WIESZ! NIENAWIDZICIE JEJ, ONA NAWET NIE BĘDZIE CHCIAŁA TU WRACAĆ PRZEZ WAS!-po wypowiedzeniu słów, na które kobieta nie wiedziała jak odpowiedzieć wyszedł ze swoją siostrą. Niezbyt przejęta matka poszła zrobić sobie kawę i wzięła gazetę.


2 lata później  
Konoha

*Narrator*

Minęło 5 lat od porwania Yuki, a śledztwo nadal nie wyjaśniło kto zabił niemalże cały klan Uchiha. Mikoto i Fugaku chcieli zapomnieć o tym, że teraz zostali na świecie jedynie czterech Uchiha, chcieli zapomnieć o córce, którą nie dane było im z poznać bliżej niż tylko z wyglądu. Itachi nie pytał się o Yuki, a jak już to chodziło o wygląd, a nie o jej "śmierć". Chyba chciał o niej zapomnieć, przynajmniej tak wydawało się rodzicom Itachi'ego. Oni nie wiedzieli, że nie do końca wierzy w ich wersje o jego siostrze, a jak sami nie mówili o co chodzi to czekał, aż mu powiedzą, Sasuke też by chciał wiedzieć prawdę, ale on nie wie, że to kłamstwo. Jest jeszcze młody i nie rozpoznaje tego. Itachi czekał długo i nie wie czy wytrzyma. Tak bardzo chciałby znać prawdę. Nie dawało mu to spokoju już od dłuższego czasu. Może spróbować i się dowiedzieć lub żyć w błogiej nieświadomości. Co wybierze? To już jego sprawa.

*Yuki*

Uczyłam się tak jeszcze przez wiele lat, a w tym samym czasie nałożyłam na siebie maskę obojętności, którą nawet jakbym chciała zdjąć-a nie chce-nie udałoby mi się, już nie umiem okazywać uczyć. Może jedynie pogardę i nienawiść do ludzi. "Jak ja ich nienawidzę, gardzę wszystkimi na tym świecie za to, że po prostu są." Życie nauczyło mnie patrzeć na świat inaczej, z drugiej strony medalu, mój światopogląd zmienił się całkowicie właśnie przez nauki Orochimaru-sama. Teraz jak zabijam ludzi to nie żałuje, na pewno coś złego w życiu zrobili..Kocham na świecie dwie osoby, które przypominają mi o moim człowieczeństwie. Może nie utraciłam go na zawsze? Kei-niichan i Tsu-neechan. "Ciekawe co tam u nich."-uśmiechnęłam się do swoich myśli.

*Itachi*

-Itachi, idziemy na misję, popilnujesz brata przez tydzień?-powiedział moja mama.
-Oczywiście, jaka to misja?-zapytałem.
-Przepraszam, ale to tajna misja, więc nie mogę nic powiedzieć.-westchnąłem.
-Kiedy wyruszacie?
-Jutro rano.-powiedziała ciągle się uśmiechając.
-Dobrze, ale wracajcie szybko, Sasuke chciałby, żebyście byli na rozpoczęciu w akademii.
-Oczywiście, że będziemy na czas.-jeszcze bardziej się uśmiechnęła.
-Nie wiem czy moje przypuszczenia są poprawne, ale..chyba coś ukrywacie przede mną...z TAMTEGO dnia.-jej uśmiech zbladł, ale starała się to ukryć, przez chwile można było zobaczyć, że jest smutna, teraz wyglądało to na imitację uśmiechu.
 "Nie chce go okłamywać, ale mieliśmy zachować dyskrecje."-myślała nad czymś, gdy wpatrywałem się w nią.
-Co? O czym ty mówisz?-zapytała  z wymuszonym uśmiechem.
-Myślisz, że tego nie widzę, ciągle coś wam zaprząta głowy.
-Porozmawiamy jak ja i Fugaku wrócimy.-powiedziała ze spuszczoną głową.
"Więc jednak miałem rację."-pomyślałem
-Nic nie mów nikomu o naszej rozmowie.-poszła na misje, a ja rozmyślałem jaka może być prawda. Leżałem w swoim łóżku i zanim się zorientowałem zasnąłem."Świat jest dziwny, taki nieprzewidywalny i niebezpieczny, ale czym byłby spokój dla shinobi?Marzeniem."

sobota, 24 listopada 2012

4.Test

 Następna nocia, mam nadzieję, że uda mi się ją dobrze napisać. ^-^




*Yuki*

Wstałam i rozejrzałam się "jednak to nie był koszmar senny." stwierdziłam ze smutkiem w myślach. Skierowałam się do szafy i  do łazienki, umyłam się wzięłam ubrania "skąd mają ubrania?" przez jakąś minutę stałam koło szafy, poszłam do łazienki, umyłam się, później zaczęłam się tam ubierać. Wyszłam i popatrzyłam na zegar. Była 6.46 "mam jeszcze trochę czasu" położyłam się, wiedziałam, że nie zasnę, ale odpocząć mogłam. Rozmyślałam nad testem, który dzisiaj przejdę.
- Ciekawe z kim będę "walczyła"- powiedziałam sama do siebie, "Jestem jeszcze słaba więc mam nadzieje, że jak ktoś mi się lepszy trafi to będzie sprawdzać ninjutsu i genjutsu, bo w taijutsu się nie specjalizuje...chociaż...przecież Kabuto-san mówił, że to będzie raczej walka na techniki, a nie na sprawność." z takimi myślami leżałam, aż w końcu Kabuto zapukał.
"Ależ on kulturalny jak na zabójce." pomyślałam z kpiną.
-Proszę!-powiedziałam tak, aby usłyszał.
Wszedł i popatrzył na mnie.
-Jak jesteś już gotowa to choć.-powiedział beznamiętnie.
-Dobrze.-odparłam.
Poszliśmy i dotarliśmy pod sale, której numeru nie mogłam zobaczyć, ponieważ cyfry były zakurzone. Otworzył drzwi i zobaczyłam dużą pustą "komnatę", w której nie było jeszcze nikogo.
-Z kim będę walczyła?-zapytałam.
-Ze mną.-poznałam ten ton głosu, moją skórę przeszył nieprzyjemny dreszcz. Odwróciłam się, a jakieś 2 metry za mną stał Orochimaru z głupim uśmiechem na twarzy. Myślałam, że nie ma osoby, która miała taki wyraz twarzy, był on obrzydliwy, posłałam mu wyraz pełen pogardy. Nie powiedział nic tylko zaczął iść w moją stronę.
-Dlaczego z tobą?- zapytałam obojętnie.
-A dlaczego nie ze mną?- zaczynał mnie wytrącać z równowagi, jeszcze nikomu to się nie udało tak szybko.
-Ohayo, Orochimaru-sama.-przywitał się okularnik.
-Możesz już iść.-odpowiedział nawet na niego nie patrząc.
-Hai.-powiedział i wyszedł.
-Chce, abyś używała najlepszych technik ninjutsu i...użyj sharinnegan'a, rozumiesz?
"Nikt nie będzie mówił co mam robić" chciałam go w tamtej chwili zabić"wiem kim on jest, że teraz będę musiała robić co chce, ale niech mnie się nie pyta czy rozumiem, co ja nierozumna jestem!?"
Chyba to zauważył, bo jego wężowaty uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.
-Zaczynaj.-powiedział. Zaczęłam składać pieczęcie.
-Katon:Housenka no jutsu- z moich ust wyleciały kule ognia.
Odskoczył i z jego rąk "wyleciało" 10 węzy. Ominęłam je, a później wszystkie rozcięłam kunai'em. który przed chwilą wyciągnęłam. Zrobiłam jeszcze pare małych Katon'ów, Suiton'ów, na koniec zostawiłam sobie jeszcze jedną z technik Raiton'a.
-Chidori!-krzyknęłam i ruszyłam na niego, nie był doskonały, ale jak na czteroletnie dziecko to było dużo. Udało się, ale to był klon. Zostawił pokaźną dziurę w ciele, jak i w ziemi. Usłyszałam jak klon znika i rozglądałam się gdzie jest wężowaty.
-Dobrze, pokazałaś mi co umiesz, ale nie pokazałaś mi jak posługujesz się twoim Kekkei Genkai. Teraz zajrzę ci w oczy, jak mnie spróbujesz zabić pożałujesz, że się urodziłaś, rozumiesz?-zapytał ostro z poważną twarzą. Jak będzie martwy to mnie nie zabije, ale ma tu sługusów, więc lepiej nie próbować.
-Hai.-spojrzał mi w oczy, uruchomiłam sharinnegan'a. W moim prawym oku zalśnił sharingan, a w lewym rinnegan. Był teraz w moim świecie iluzji , mogłam zrobić z nim praktycznie wszystko, chciałam zobaczyć jego wspomnienia, ale się bałam, że coś mi zrobi, niby by nie wiedział, ale nie mogłam. Nie, że nie chciałam, chciałam bardzo, ale jak by się dowiedział to...byłoby ze mną źle. W tym świecie mam większą żądze zabijania, więc musiałam się pilnować.

*Orochimaru*

Byłem w domu. Ściany były białe z czerwonymi plamkami. Gdy wszedłem zobaczyłem, że jest cały czerwony, jedynie małe skrawki były jak w przedpokoju białe. Nie było okien, nie było niczego, tylko ściana. Wyszedłem i poszedłem dalej, zobaczyłem następny pokój i znowu wszedłem zaspokoić moją ciekawość. Tym razem było więcej białego, ale mniej niż połowa, także nie było tu żadnych mebli. Znowu wyszedłem, ale tym razem na dwór. Księżyc był czerwony, a niebo czarne. Stało także wielkie drzewo Sakury, płatki latały wszędzie, zauważyłem, że jeden ma kolor czerwony, powiał koło mnie, gdy odwróciłem się do drzewa siedziała tam mała dziewczynka, to była Yuki. Zanim podszedłem do niej zauważyłem, że pare metrów od niej leży ciało jakiejś kobiety. Podszedłem do mojej nowej uczennicy. Patrzyliśmy na siebie. Myślałem, że coś powie i czekałem.


*Yuki*

Orochimaru patrzył na czerwony płatek Sakury, a potem odwrócił się do mnie i podszedł. Milczał, to chyba miało znaczyć, żebym to ja się odezwała, ale ja także milczałam, lecz cisza nie może trwać wiecznie, odezwał się pierwszy.
-Co to za dom?-"No tak, najpierw zapyta o dom, był w pomieszczeniach, więc od razu o tym też już powiem." (ona wie co jej ofiary robią w jej świecie dop. aut.)
-Taki jaki sobie stworzyłam, a pomieszczenia to te dobre odczucia i te złe.-odparłam beznamiętnie.
-Powiedz dokładniej.-odpowiedział.
-Ta sala, w której jest więcej krwi na ścianach to te złe emocje, nie są do końca czerwone, bo jeszcze mam uczucia, a w tym z mniej czerwonymi są dobre odczucia, nie ma ich dużo, ale jednak są.-popatrzył się na ciało leżące pare metrów dalej, nie chciałam o tym opowiadać, ale musiałam, zacisnęłam pięści-to moja trenerka, o której mówiłam, wszyscy zabici z mojej ręki znajdą się tutaj, a czerwone płatki Sakury to krew z moich ofiar. Na razie nie jest ich dużo, nawet jak zabiłam ją ok. rok temu to i tak ta krew wsiąka w ziemie i płatki znowu barwią się na szkarłat. Mój świat ma duży teren, ale ja wybrałam akurat ten, to mój ulubiony, ale mogę tutaj wszystko zmienić, a moim ofiarom czytać w myślach-zrobiłam pauze i dodałam pośpiesznie-oczywiście ci nie czytałam.-chciałam skończyć już to "przesłuchanie". Powiedziałam mu o czytaniu w myślach, bo i tak by się dowiedział.
-Rozumiem, jeszcze jedno pytanie, ile trwa to genjutsu?
-Jestem jeszcze niedoświadczona, więc trwa o wiele więcej więcej niż Tsukiyomi, to trwa na tamtym świecie już jakieś dwie minuty,- odparłam-a Tsukiyomi jeszcze też nie bardzo umiem.
-Poduczysz się i będzie trwało tyle co Tsukiyomi i nauczysz się także wszystkich innych technik związanych z twoimi oczami.-uśmiechnął się.
-Dobrze, skończyłam test?-"Nienawidzę tego jego uśmiechu, ale nie dam tego po sobie poznać"miałam beznamiętną minę.
-Tak, ale nie myśl, że jak będziesz miała wysoki poziom twojego Kekkei Genkai to nie będziesz trenowała taijutsu i ninjutsu.-"Jaki on denerwujący!Jakbym sama tego nie wiedziała!"
-Nawet nie myślałam o tym, że moje doujutsu to będzie moja jedyna dobra broń.
-Kabuto!-zawołał. W jednej chwili okularnik wszedł na sale.
-Już ją prowadzę, Orochimaru-sama.-szedł do wyjścia, a ja za nim.
-Jak poszedł test?-zapytał
-Chyba dobrze.-odpowiedziałam.
-Jeszcze jedna sprawa...od tej pory zwracaj się tak jak ja, czyli Orochimaru-sama.
-Hai.
Dalsza droga poszła nam szybko i w ciszy. Jak weszłam do mojego pokoju od razu poszłam po ubrania i wykąpałam się, byłam tak zmęczona, że od razu jak się położyłam to zasnęłam.

sobota, 17 listopada 2012

3.Kaeri-sensei

(YUKI)

-Dziękuje, Kabuto, możesz iść.- powiedział sennin.
-Hai, Orochimaru-sama.- gdy wyszedł Yuki zaczęła rozmowę.
-Więc to ty jesteś jednym z  tych legendarnych sennin'ów z Konohy?
-Owszem jestem, i pewnie chcesz wiedzieć dlaczego cię tu sprowadziłem?- "Kto by nie chciał wiedzieć?"- spytałam samą siebie w myślach.
-Tak i chce wiedzieć co się działo gdy byłam nieprzytomna.- odpowiedziałam. Na jego twarz wpełzł chytry uśmiech.
-Trenowałaś, byłaś wyczerpana i padłaś nieprzytomna, a akurat przechodziłem to pomyślałem sobie, że cię wezmę i wytrenuje, ale, żeby to zrobić musiałem zabić tych słabeuszy i tak tu się znalazłaś.- kończąc uśmiech powiększył się. Nie zdziwiło mnie to, że pokonał piątkę przeciętnych shinobi.
-Czyli od kiedy to planowałeś?- zapytałam niecierpliwie.
-Mówiłem już, że akurat przechodziłem.- "Kpi sobie ze mnie, ale nie jestem taką idiotką, żeby dać mu satysfakcje z tak durnych rzeczy jak złość."-pomyślałam.
-Na pewno wiesz coś o mojej przeszłości, więc o rodzinie możesz mi co nieco powiedzieć, prawda?- zapytałam beznamiętnie.
Przez chwile uśmiech zniknął, ale szybko się pojawił.
-Owszem, wiem kim byli twoi rodzice i mogę ci powiedzieć o nich później, a teraz ty powiesz mi coś o sobie.- zaczynała mnie denerwować jego pewność siebie, musi być coś za coś.
-To chociaż powiedz mi czy mam rodzeństwo.- oznajmiłam
-Masz dwójkę braci i to moje ostatnie słowa na temat twojej rodziny.-nie mając innego wyboru zaczęłam opowiadać o sobie.
-Moim Kekkei Genkai jest Sharinnegan, mogę używać dwóch jednocześnie, ale osobno też się da. Demon, który jest we mnie nazywa się Kamishi...i to chyba wszystko.-skończyłam.
-Dobrze, więc to moje ostatnie pytanie...zabiłaś już kogoś?-nie okazywałam tego, ale zdziwiłam się tym pytaniem.-Więc?
-T-tak.-wyjąknęłam.
-Kogo?
-Po co ci to wiedzieć?-warknęłam
-Chce wiedzieć i nawet nie próbuj mnie  okłamywać.-"Cholera, nie chce tego mówić, nie chce tego pamiętać."
-M-moją pierwszą nauczycielkę w treningach, ale to demon przejął nade mną kontrolę.-choć chce zapomnieć nie mogę, była dla mnie bardzo ważną osobą i zawsze będzie choć jej już nie ma.

        ____ wspomnienia Yuki____


-Kaeri-sensei...ja...już nie...nie mogę.-powiedziała zmęczona białowłosa dziewczynka.
Kaeri to czarnowłosa trenerka, niektórzy mówią na nią Eri.
-Yu-chan, naprawdę dobrze sobie poradziłaś na treningu i wiesz, że trenuję ciebie, żebyś kiedyś była silna i uciekła stąd?-zapytała.
-Hai, wiem to.-odpowiedziała Yuki.
-Chodźmy już, na pewno jesteś zmęczona i głodna.- kobieta ciągle uśmiechała się.
-Kaeri-sensei, masz całkowitą rację. Ile jeszcze będziemy iść?
- Jakieś dziesięć minut, a co?-jej uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.
-Z ciekawości.-patrzyła przed siebie i szła. Trenerka zatrzymała się. Dziewczynka zauważyła to i też ustała. Patrzyły na siebie, chciała wiedzieć co się stało, że się zatrzymały.
-Wiesz, chce, żebyś wiedziała, że ty zawsze byłaś i będziesz dla mnie naj...-nie skończyła tego co chciała powiedzieć z prostego powodu. Kuzyn kobiety uderzył ją w twarz i przewróciła się.
-Kaeri-sensei!-krzyknęła dziewczynka. Była sparaliżowana strachem i nie mogła się ruszyć.
Mężczyzna podszedł do kuzynki i szepnął jej do ucha-Jeśli myślałaś, że starszyzna klanu nie wie, że 
 jesteś po stronie tego demona to się  mylisz, Eri-chan.-uśmiechnął się.
-Nie nazywaj jej tak!- także powiedziała szeptem, lecz stanowczo.
-Teraz ta, którą kochasz zabije cię własnymi rękoma...-przestał się uśmiechać i zaczął udawać, że myśli- poczekaj, to nie do końca prawda, coś miałem ci o tym powiedzieć, ale co...-powiedział już głośniej tak, aby Yuki usłyszała, śmiał się-A! Już pamiętam! To ona zabija, ale to demon ma władze nad jej ciałem.-znowu ściszył głos-Nie będzie wiedziała, że ona ciebie zabiła, ale ja zadbam, o to żeby się dowiedziała.
Zaczął oddalać się od niej i przybliżać do Yuki. Białowłosa stała bezradnie, nie wiedziała co od niej chce. Słyszała coś o tym, że będzie zabijać, ale kogo nie wiedziała.
-Nie zbliżaj się do niej! Keikoku!-krzyknęła  trenerka i chciała wstać, ale oplotły ją pnącza i nie mogła się ruszyć.
Zbliżał się i był już niebezpiecznie blisko. Zaczął składać pieczęcie.
-Zostaw mnie!-krzyczała, ale to nic nie dało.
-NIEEEE!-krzyczała Kaeri, ale było za późno. Złamał pieczęć, ale znał jutsu ,które znieruchamia ją (pieczęć) na krótki czas. Na chwilę Yuki nie mówiła nic, ale potem się uśmiechnęła.
-Witaj, Kaeri, niewygodnie? Mam nadzieje, że tak. Nie zostało wiele twoich chwil, a chciałabym, żeby były jak najgorsze.-zaczęła podchodzić do swojej nauczycielki...nie, do nauczycielki ciała, w którym jest zapieczętowana (jak ktoś nie rozumie-nauczycielki Yuki-dop. aut.).
-Yu-chan, opamiętaj się!
-Nie jestem Yu-chan, jestem Kamishi-mówiła z udawaną smutną miną-więc nie nazywaj mnie tak z łaski swojej.
-Więc chce  poprosić ciebie o dwie rzeczy.
Nie będę ni...-nie skończyła, ponieważ wypowiedź przerwała jej ofiara.
-Powiedz jej zdanie, którego nie dokończyłam:Wiesz, chce, żebyś wiedziała, że ty zawsze byłaś i będziesz dla mnie najważniejszą osobą na świecie...i druga prośba to...nie pozwól jej umrzeć.-demonica zbliżała się i uśmiechała się kpiąco, a trzylatka (wtedy Yuki miała tyle lat) podeszła do niej i wyrwała jej serce, chciała, aby cierpiała, lecz ona się uśmiechała. Wtedy na twarzy oprawicielki wskoczył grymas niezadowolenia.
-Co jest? Myślałam, że będzie jej szkoda tego nędznego życia...nigdy nie zrozumiem ludzi.-pokręciła głową z dezaprobatą.
Keikoku zaczął zamykać pieczęć, dziewczynka upadła.
-Chętnie ja bym ją za...-nie skończył, bo Yuki zaczęła się budzić, uśmiechnął się sam do siebie.
-Co się sta...-urwała gdy zobaczyła serce w dłoni-Czy-czyje...t-to...s-se-serce?-spytała wystraszona dziewczynka.Podniosła głowę i zobaczyła coś co nigdy jej się nawet nie śniło. W końcu zrozumiała. Spoglądała raz to na serce, raz to na swoją tre...swoją byłą trenerkę.Czuła złość...złość na samą siebie,ale mówiła nadal spokojnie z wyszczerzonymi  oczami.
-J-j-ja...za-zabiłam...Kaeri-sensei, ja za-biłam Kaeri-sensei, ja...-zaczęła płakać i krzyczeć-ZABIŁAM KAERI-SENSEI, NIEEEEEE!!!!Co ja zrobiłam, co ja zrobiłam...-zaczęła kołysać się w przód i w tył, mówiąc jak w amoku to jedno pytanie. Białowłosa chciała usłyszeć jej zdanie, którego nie dokończyła.Mężczyznę to wszystko bawiło i ledwo powstrzymywał się od śmiechu, aż nie wytrzymał, zaczął się śmiać.
-No...hahaha...no dobrze...hahaha....wra-hahaha-wracamy, koniec zabawy hahahaha- dziewczynie nie było do śmiechu i łatwo ją było wkurzyć, a on ten limit przekroczył. Wstała z nienawiścią w oczach i zaczynała już robić jutsu, ale "widz"  zobaczył to w porę i uniemożliwił wykonanie techniki. Uderzył ją i zemdlała.
-Szkoda, że nie można tego powtórzyć jeszcze raz...hahahaha-zaniósł ją do posiadłości rodziny Sakebi.




                                         ________________________________
   

(YUKI)

"Chciałabym usłyszeć to czego nie dokończyła. Ciekawe jak miała skończyć (...)zawsze byłaś i będziesz dla mnie naj..."-gdy tak wspominałam nie zauważyłam, że Kabuto macha mi ręką przed twarzą, ale w końcu się ocknęłam.
-Yuki!?Odezwij się!!-krzyczał
-Co się stało?-zapytałam szybko podnosząc głowę.
-Ehh,nic, choć,pokaże ci gdzie jest twój pokój.
-Hai.-odpowiedziałam.
-Do widzenia, Orochimaru-sama.-ukłonił się przed nim i wyszliśmy. Szliśmy w ciszy. Gdy już byliśmy przy drzwiach do mojego nowego pokoju odezwał się:
-Jutro przejdziesz test.-oznajmił.
-Jaki test?-zapytałam.
-Orochimaru-sama zobaczy jak walczysz.
-Z kim będę walczyła?
-Nie wiem, może nawet będziesz miała zaszczyt walczyć z nim samym, oczywiście masz trzy lata więc będzie sprawdzał techniki jakie się nauczyłaś i twoje Kekkei Genkai.
-Hai.-weszła do pokoju. Było ciemno. Zapaliła światło i zobaczyła łóżko, szafę, komodę, drzwi do łazienki i biurko. Nie było żadnych okien, ale pod ziemią to oczywiste. Gdy umyła się, szybko położyła się spać i po godzinie rozmyślań nad słowami byłej mentorki zasnęła.

piątek, 2 listopada 2012

2.Porwanie

To moja następna notka. Życzę miłego czytania ^_^


(FUGAKU)

Zatrzymał się chcąc zobaczyć czy to wróg. Dokładnie oglądał, po chwili podbiegł do niego. Tym kimś był... Itachi.
-Coś się stało?- zapytał niczego nie świadomy.
-Cały nasz klan... został zabity.
Nie mógł w to uwierzyć. w jego oczach widać było zdziwienie.
-Co z Sasuke, mamą i Yuki?- zapytał szybko.
-Sasuke i Mikoto żyją, ale...- nie mógł powiedzieć prawdy, więc musiał skłamać- twoją siostrę zabili.- czułem ukłucie w sercu, nie chciałem okłamywać własnego syna, ale nie mogłem postąpić inaczej.
-Rozumiem.- powiedział smutno.

(ITACHI)

Biegłem szybko, nie patrzyłem na boki, nie chciałem zobaczyć jak ciała członków mojej rodziny leżą bezwładnie na ziemi. Parę łez popłynęło mi po policzkach. Gdy dobiegłem od razu skierowałem się do pokoju Sasuke w nadziei, że tam właśnie go spotkam. Nie myliłem się. Uspokoiłem się patrząc na moją matkę przy łóżeczku brata. Podbiegłem do rodziny i przytuliłem jedyną kobietę z klanu Uchiha. Zaczęła płakać.
-Kto to zrobił?- zapytałem spokojnie.
-Nie wiem. -mówiła przez łzy.

Rano ANBU robiło śledztwo. Nie powiedzieli o Yuki. Zabezpieczyli pole zbrodni. Nie znaleźli wielu dowodów, więc nie wiedzieli  kto popełnił zbrodnię. Niedługo potem zrobili pogrzeb. 

W tym samym czasie klan Sakebi świętował zdobycie demona i najsilniejszego Kekkei Genkai. Zdecydowali, że jak dorośnie i będzie się słuchać to przeżyje , jak nie to zabiją ją, wyłupią oczy i wyciągną demona.
Posiadłość Sakebi'ch znajdowało się głęboko w lesie, więc nikt przy nich nie chodził. Tylko nieliczni, oprócz  ludzi z klanu wiedzieli jak dojść. Wioska liścia  jest ich rodzinną wioską, opuścili ją jako zdrajcy, woleli zdobyć potęgę i odseparować się od świata. Oczywiście nie wszyscy mieli takie same zdanie na ten temat, ale musieli się podporządkować albo czekała ich śmierć. Wszyscy oprócz Keibatsu i Tsubame uważali ją za broń i popychadło. Byli jej przyjaciółmi na dobre i na złe. Nic nie mogło ich rozdzielić, przynajmniej tak myśleli.
Prawię codziennie trenowała. Gdy miała 4 lata jak zawsze o około godziny 15.00 była z pięcioma trenerami jakieś 2 km od siedziby klanu. Trenowali wyjątkowo trudne jutsu.
-Jeszcze raz!- powiedział zdenerwowany.
Wstała już zmęczona trzema godzinami treningu i znowu zaczęła.
-Dameeji kiri no jutsu- wykonała znaki i niestety znów upadła, ale tym razem straciła przytomność.
-Cholera, parę godzin uczymy jej tego samego, a ona nic, ja nauczyłbym się na pewno szybko.- powiedział jeden z nich z uśmiechem.
-Machi, nie możesz, to jutsu tylko ona potrafi zrobić, ponieważ jest ono dostosowane do demona, a  ty nawet jak byś miał go w sobie, nie umiałbyś tego zrobić.- powiedział kpiąco Hayashi.
-To nieprawda, na pewno tak by...- nie dokończył, bo usłyszał, że inny  z trenerów krzyczy. Gdy odwrócił się, zobaczył, że jeden z sennin'ów, a mianowicie Orochimaru zabija członka jego rodziny, Kyoku.
-Ty jesteś Orochimaru!- pokazał palcem drżącą ręką.
-Tak- powiedziawszy to zaczął iść w ich stronę- wiecie po co przyszedłem.- raczej stwierdził niż zapytał.
-Nigdy jej nie oddamy!- Sakai i Sakazuki zaczęli walczyć z wrogiem, a pozostali uciekli z Yuki w stronę posiadłości ich klanu. Sennin szybko zabił ich i ruszył za pozostałymi. Biegł szybko po drzewach.
-Machi, idź. Ja spróbuję go zatrzymać.- pewny, że zginie powiedział
Hayashi.
-...Masz rację- przytaknął.
Biegł ile sił w nogach. Słyszał jak Orochimaru zabija jego przyjaciela, ale musiał to zignorować. Nie był wystarczająco szybki. Wężowaty stał przed nim. Machi wycofał się, położył Yuki na drzewie i przystawił jej kunai do gardła.
-Nie ruszaj się,bo ją zabiję!- zagroził.
-Nie zrobisz tego.-powiedział kpiąco.
-Dlaczego?!- krzyknął.
-Bo ci na to nie pozwolę.- zjawił się przed nim i wbił mu miecz w serce. Padł martwy na ziemie. Orochimaru wziął Yuki i uciekł.
Po paru godzinach klan Sakebi wysłał paru ludzi, żeby zobaczyli dlaczego nadal nie wrócili z treningu.

-Popatrzmy tam.- powiedział Kinoko.
-Dobrze-biegli, nie znaleźli nic dopóki Kettei nie spojrzał na dół-zobacz, to chyba... Machi!- Byli już przy nim.
-Cholera, to on! Kettei, wracasz  powiedzieć, że ktoś zabił wszystkich i porwał dziewczynę.- wydał rozkaz. Kinoko zawołał wszystkich i zaczęli szukać Yuki. Szukali, ale nic nie znaleźli. Dołączyło do nich sporo utalentowanych tropicieli, lecz także nic nie znaleźli. Wrócili wściekli zdać raport.

(YUKI)

Gdy obudziłam się, byłam w pokoju bez okien. Nic nie widziałam i nie byłam zmęczona. Chyba długo spałam. Wstałam i wyszłam na korytarz przez drzwi, które ledwo znalazłam. Nie wiedziałam gdzie jestem, nie znałam tego miejsca.
-Gdzie...ja jestem?- zapytałam cicho samą siebie.
Szłam korytarzem bez celu myśląc, że kogoś znajdę. Nie bałam się ciemności, jaka tu panowała. Przyzwyczaiłam się do tego. Po pewnym czasie zmęczyłam się i usiadłam. Miałam zamknięte oczy, usypiałam, aż naglę ktoś podszedł do mnie i szturchnął.
-Hej, nic ci nie jest?- zapytał nieznajomy.
Przestraszyłam się go i wyjęłam kunai, próbowałam zabić szarowłosego, ale byłam zbyt oszołomiona. Nie wiedziałam kim jest, gdzie jestem i co się stało. Gdy tak myślałam straciłam uwagę i nie zauważyłam kiedy okularnik stanął za mną z moim kunai'em przy mojej szyi.
-Można powiedzieć, że tak.- powiedział sam do siebie z uśmiechem. 
Odstawił moją broń od szyi i oddał mi na wznak, że nic mi nie zrobi.
Wzięłam go.
-Kim jesteś i gdzie jestem?- powiedziałam już spokojnie.
-Jestem Kabuto, a ty jesteś w kryjówce Orochimaru-sama.
Gdy usłyszałam imię ''Orochimaru" zdziwiłam się.
-Słyszałam jak Machi-san mówi o nim z Hayashi'm. Jest nukeninem  z Konohy, ale nie wiem o nim o wiele więcej ...opowiedz mi o nim.- poprosiła.
Kabuto był zdziwiony moją reakcją, nie wiem jakiej się spodziewał.
-Jesteś taka spokojna- zdziwienie przeszło z chytry uśmiech-musiałaś dużo przeżyć. Choć ze mną.
-Gdzie?- spytałam się, choć wiedziałam jaka będzie odpowiedź, ale wolałam się upewnić.
-Do Orochimaru-sama, a myślałaś, że gdzie chce cię zaprowadzić?
-Nie ważne.- powiedziała obojętnie.
Tak wogóle to nie wiedziałam gdzie indziej miałby mnie zaprowadzić. Poszliśmy dalej. Po paru minutach doszliśmy do wielkiej bramy. Kabuto otworzył je. Nie było tam jasno, nie widziałam dużo, ale poradziłam sobie. Szłam za nim.Rozglądałam się dookoła. Nagle okularnik zatrzymał się,a ja także to zrobiłam. Przed nami stał wielki kamienny "tron". Siedział na nim Orochimaru. Patrzyłam na niego, bałam się, ale nie pokazywałam tego po sobie. Nie wiedziałam tego co powie i właśnie tego się przeraziłam.




sobota, 27 października 2012

1.Początek



          SZPITAL W KONOHA-GAKURE
                                                       
                                                           (NARRATOR)
 Gdy Mikoto rodziła trzecie dziecko, klan Sakebi powoli i po cichu zabijał członków rodziny Uchiha. Sasuke miał wtedy około 10 miesięcy, był w Sali nr 5 na badaniach, a Itachi wykonywał misję poza wioską. Jak tylko lekarze skończyli to wyszli. Młodzi rodzice zostali sami i czekali na powrót córki. Po krótkim czasie dwie pielęgniarki w białych strojach przyniosły owiniętą kocem i płaczącą Yuki i wyszły. Miała ją na rękach i dokładnie zobaczyła jej niewinną twarz. Lewe oko miała koloru jasnego morza, a prawe szkarłatu.
-Czy to…?-zapytała zdziwiona czarnooka.
-Tak.- odpowiedział także zdziwiony ojciec
-To jest, przecież legenda.- prawie się rozpłakała.
-Wiedziałam! Te pielęgniarki dziwnie się na nią patrzyły.-powiedziała prawię krzykiem.
-Od teraz musimy ją chronić, ją i jej oczy. Wielu chciałoby mieć najsilniejsze Kekkei Genkai jakie kiedykolwiek istniało.-dokończył Fugaku. Pielęgniarki przyszły minutę po wypowiedzi Uchih’y,  jedna z nich zabrała ją, natomiast druga została. Ta co poszła miała krótkie czarne włosy i brązowe oczy. Pielęgniarka, która nadal była w sali była niebieskooką długowłosą blondynką. Pielęgniarka zabrała Yuki pod pretekstem zbadania jej. Blondynka została chcąc wyjaśnić ich pośpiech.
-Mikoto-san, Fugaku-san…mam przykrą wiadomość. Zapewnie wiecie o jej niezwykłych oczach?-odczekała, aż odpowiedzą, choć już wiedziała.
-Tak.-odpowiedzieli wspólnie.
-…do tego jeszcze ma w sobie demona. Nazywa się Kamishi.- Nie mogli w to uwierzyć, a raczej nie chcieli. Demon i Sharinnegan. To właśnie ona jest przepustką do władzy nad światem. W niepowołanych rękach mogłaby rozpocząć się wojna. Wystarczyła chwila nieuwagi i mogli stracić swoje dziecko. To ich przerażało.
-Gdzie ona jest!?- zapytała zdenerwowana matka.
-W tej chwili pieczętują moc demona-mówiła spokojnie-oddam ją pani za jakąś godzinę, a Sasuke będzie mógł wyjść jutro rano. Proszę się nie martwić.-Gdy zamknęła drzwi od sali, uśmiechnęła się chytrzę, prawię  niezauważalny. Nie wiedzieli, że jest z klanu Sakebi, a nawet jakby wiedzieli to nie przypuszczaliby, że to jej klan w tej chwili morduje ich klan. Gdy oddała Yuki widzieli, że na jej brzuchu znajduje się pieczęć. Była w kształcie gwiazdy, wokół, której zapisane jakieś znaki.
-Nie ważne jakie ma oczy, to moja córka i będę ją kochała tak samo jak Sasuke i Itachi’ego.- powiedziała z troską
-To prawda, nie ocenia się ludzi po wyglądzie.-dokończył Fugaku. 
Wtedy trzech ninja wybiło szpitalną szybę. Po ich posturze widać było, że to mężczyźni.
-Czego chcecie!?- zapytała
-Oddajcie demona.- powiedział największy z nich.
-Skąd…?Skąd wiecie?!- prawie krzyknęła Mikoto
-Uważaj, bo ci powiemy.-z kpiną powiedział drugi.
-Więc oddacie po dobroci czy …-nie dokończył, ponieważ już zniecierpliwiony Fugaku zaczął walkę jednym krótkim, lecz stanowczym słowem. Nie powiedział tego ze złością czy nienawiścią. Tylko ze strachem … strachem o swoją rodzinę.
-Nigdy!- powiedział Fugaku.
Wyskoczył przez okno robiąc  dwa klony cienia, tym samym wypychając ich. Wszyscy byli już na dworze. Pobiegł do lasu poza obszar wioski i zaczął prawdziwą bitwę.
-Katon: Gookayuu no jutsu.- wystrzelił kulą ognia w stronę  przeciwników, lecz uciekli poza obszar ognia.
-Suiton:Bakusui shooha no jutsu.- wielki strumień wody wyleciał  na Fugaku. Nie spodziewał się tego, ponieważ
nie ma tu dostępu do wody, przez co ledwo uniknął ataku. Widać było, że to silni wrogowie.
-Suiton: Mizurappa- krzyknął następny, ale już wiedział, że drugi może też robić techniki wodne bez wody, więc był przygotowany.
-Katon: Housenka no jutsu.- Kule ognia poleciały na nich, lecz nie dosięgnęły celu. Gdy już miał zacząć walczyć, zobaczył, że jednego z nich brakuje.
„Gdzie ten trzeci?!”- w myślach zapytał sam siebie. Wypatrywał go, ale na próżno. Dziwiło go, że przeciwnicy nie atakują. Po krótkim czasie przyszedł, ale z … Yuki. Chciał zaatakować, ale nie chciał skrzywdzić córki. Zaczęli uciekać i niestety udało im się. Gdy Fugaku zgubił ich trop wrócił do Mikoto.
-Nic ci nie jest?- zapytał z troską.
-Nic.-odpowiedziała
W pokoju zastała niezręczna cisza.
-Przepraszam, nie udało mi się.- zniżył głowę, żeby nie patrzeć w oczy kobiety.
-Nie- pokręciła głową-to nie jest twoja wina. Ich było trzech, ty byłeś tylko jeden.

 Jutro wyszli z Sasuke i od razu poszli do Hokage. Opowiedzieli zdarzenie. Rodzina Uchiha tak jak trzeci chcieli to zataić.
-Nie możecie powiedzieć także Itachi’emu.- powiedział poważnie Sarutobi.
-Dlaczego?!- spytała zdziwiona Mikoto.
-Jeśli ma to być zatajone to szczególnie on nie może o tym wiedzieć. Jeżeli złapie go wroga wioska, może zacząć szukać jej. Ona żyję. Ktoś dowiedział się o tym tak szybko. Może to ktoś ze szpitala…-po zamyśleniu opowiadał dalej- ANBU sprawdzi tą sprawę. Jak się czegoś dowiem to od razu was powiadomię.
-Dziękujemy.-powiedziawszy to odeszli. Nic nie mówili, a Sasuke spał. Mikoto dopiero przy bramie przełamała niezręczną cisze.
-Wiesz… musimy coś powiedzieć Itachi’emu, cokolwiek.
-Wiem.-patrzył się przed siebie.
-Nie chcę go okłamywać!- powiedziała smutno.
-Powiedzmy, że…-nie dokończył, ponieważ wzrok miał utkwiony na  ciałach porozrzucanych wszędzie. Gdzie się nie spojrzał tam była także krew. Mikoto przeleciały dreszcze strachu, obrzydzenia i paniki. Nie ruszyła się z miejsca gdzie stała. Przytuliła mocniej Sasuke i zamknęła oczy, po jej policzku zaczęły lecieć łzy, natomiast Fugaku podbiegł do pierwszego lepszego ciała i sprawdził puls. Tak jak się spodziewał ten ktoś nie żył. Tak jak reszta.
-Mikoto, wracaj z Sasuke do domu, a ja idę do Hokage-sama. Nie czuję tu innej chakry, więc nic wam się nie stanie. Jak powiedział tak zrobiła. Gdy wybiegał z posiadłości przed bramą szedł ktoś. Zatrzymał się chcąc zobaczyć czy to wróg. Dokładnie oglądał, po chwili podbiegł do niego. Tym kimś był…